Nieznany Halifax

NIEZNANY HALIFAX

TOMASZ SIKORSKI

Alianckie zrzuty lotnicze dla Powstania Warszawskiego 1944 były już wielokrotnie opisywane. Ta część historii ostatniej wojny do dzisiaj wywołuje zrozumiałe emocje, jest bowiem przykładem niezwykłej ofiarności i bohaterstwa żołnierskiego.
Loty polskich, brytyjskich i południowoafrykańskich załóg czterosilnikowych bombowców Halifax i Liberator odbywały się na granicy możliwości wykonania, co odzwierciedliły ogromne straty. Przypomnijmy, że z 18 startujących załóg polskich Eskadry 1586 (poprzednio Dywizjon 301) okres Powstania Warszawskiego przetrwały zaledwie dwie. Straty wyniosły 160% etatowego stanu jednostki i obrazuje to, jak krwawy front stanowiły przeloty ze zrzutami nad Warszawę i placówki partyzanckie.
W całym czynie zbrojnym żołnierza polskiego i aliantów trudno znaleźć epizody o podobnej dramatyczności; dla niesienia pomocy powstańcom, z odległych, bezpiecznych baz startowali lotnicy z niewielką szansą na wykonanie zadania i szczęśliwy powrót.
Dzisiaj, gdy z perspektywy czasu analizujemy akcję zrzutów dla Powstania, szczególnie zestawiając straty lotnicze ze skutecznością pomocy, pod znakiem zapytania może stanąć celowość całego przedsięwzięcia. Nie sposób jednak nie docenić wymiaru moralnego operacji, mając świadomość jak wielką otuchę i nadzieję dla walczącego samotnie miasta stanowiła lotnicza pomoc.
Podczas zrzutów dla Powstania wystąpiło ogromne nasilenie strat w krótkim czasie. Część samolotów strąconych w drodze nad Warszawę, nad samym miastem lub w drodze powrotnej, upadła na terenie opanowanym przez wroga, część na obszarach zajętych przez powstańców czy oddziały partyzanckie.
Z powodu licznych, niekorzystnych uwarunkowań, nasza wiedza o losach strąconych załóg nie jest kompletna, a w przyjętych przez badaczy wersjach zdarzeń mogą trafić się błędne ustalenia.
Jako przykład przytoczmy historię tablicy pamiątkowej, odsłoniętej w 1990, w rocznicę Powstania, w Warszawie przy ul. Miodowej 24, tablica dotyczyła upadku Halifaxa JN926 P/0 Maurice’a i L. Caseya ze 148 Dywizjonu RAF.
W 1996 ta sama tablica, zdemontowana wcześniej na Miodowej, odsłonięta została przy ulicy Redutowej w Warszawie. Przy Miodowej umieszczono natomiast tablicę upamiętniającą upadek Liberatora KG836 Lt G. C. Hooeya z 31 Dywizjonu SAAF. Do wyjaśnienia tej omyłki przyczyniły się głównie starania Jacka Nowickiego z Warszawy.
Przykład ten ukazuje, że błędne ustalenia miejsc i okoliczności strąceń konkretnych załóg mogły zdarzyć się nawet na terenie Warszawy częściowo opanowanej przez powstańców, gdzie identyfikacja zwłok i samolotów powinna być znacznie łatwiejsza niż na trasach przelotów przez rejony zajęte przez Niemców.
Opracowanie niniejsze ma stworzyć podstawę do ustalenia nazwisk załogi, najprawdopodobniej polskiej, oraz nurneru Halifaxa, którego miejsce upadku jest znane.
Drugim celem jest podanie faktycznych, zweryfikowanych losów całej załogi F/0 Tadeusza Jencki i F/L Zygmunta Pluty, odbywającej swój ostatni lot na Liberatorze, którego numer jedne opracowania podają jako EW275 "R", a inne B/978 "R".
Zarówno Halifax jak i Liberator strącone zostały w rejonie Tarnowa, gdzie jedna polska eskadra i trzy alianckie dywizjony straciły 13 z łącznej liczby 26 zestrzelonych załóg.

Odkrycie w Banicy

We wsi Banica k. Krzywej, w gminie Sękowa, przy drodze znajduje się tablica pamiątkowa z napisem następującej treści:
,,Pamięci 7 lotników polskich nieznanego nazwiska, niosącym z Włoch pomoc dla Powstańców Warszawy poległym w Banicy we wrześniu 1944 r. w 25 rocznicę śmierci - Społeczeństwo Powiatu Gorlickiego".
Bywając często w Beskidzie Niskim, treść tablicy znałem już wiele lat temu, a z ogólnie dostępnych przewodników turystycznych pamiętałem informację, że w tym miejscu został strącony samolot typu Liberator.
Podczas wizyty w schronisku turystycznym w Banicy w listopadzie 1994, od ówczesnych gospodarzy obiektu Stanisława Rajskiego i Henryka Lenartowskiego otrzymałem kilka metalowych części, pochodzących z wykopalisk przeprowadzonego latem tego samego roku w miejscu domniemanego upadku samolotu. Znaleziska dokonali dwaj mieszkańcy Warszawy, Michał Kręc i Marcin Danielewicz, pasjonujący się odszukiwaniem śladów historii ukrytych w ziemi. Na jednym z metalowych przedmiotów, aluminiowej tabliczce znamionowej, znajdował się napis HALIFAX II.
Zaintrygowany tym faktem, stawiającym pod znakiem zapytania prawdziwość twierdzenia, że w Banicy rozbił się Liberator, udałem się wraz z synem i przyjaciółmi na miejsce wykopaliska. Kopiąc głębiej, natrafiliśmy na kilka metalowych części. Było to m. in. stalowe koło zębate, połączone przez łożysko kulkowe z fragmentem korpusu oraz porwane blachy aluminiowe, z których część miała cyfrowo-literowe oznaczenia. W krótce rozpocząłem poszukiwanie danych, które mogłyby pomóc w ustaleniu, jaki samolot spadł faktycznie w Banicy i jacy lotnicy polegli w wyniku strącenia.
Po wstępnym przeglądzie ogólnie dostępnych opracowań stwierdziłem, że zawarte w nich informacje dały generalnie zbliżone wersje zdarzeń, choć różniące się szczegółami.
Na materiałach źródłowych została oparta publikacja Olgierda Cumfta i Huberta Kujawy oraz publikacje Andrzeja Przemyskiego i Kajetana Bienieckiego, w pozostałych pozycjach nie podawano źródeł.
Najbardziej szczegółowy opis przyjętej przez siebie wersji zdarzeń zamieścił Kajetan Bieniecki w obszernym opracowaniu, dotyczącym całości lotów alianckich nad Polskę (Lotnicze wsparcie Armii Krajowej).
Według autora, Liberator EW275 "R" F/LPluty i F/O Jencki wyleciał 16 sierpnia z zadaniem zrzutu na placówkę, najprawdopodobniej w Puszczy Kampinoskiej. Liberatora wracającego znad Warszawy zapalił nocny myśliwiec w rejonie Tarnowa. Pięciu lotników, skacząc na spadochronach z małej wysokości koło wsi Olszyny, poniosło śmierć. Spadł tam również silnik, a cały w płomieniach Liberator eksplodował o 2:19 35 km dalej, koło wsi Banica, nad granicą Czechosłowacką. Poległ wtedy pilot i mechanik pokładowy. Załoga, ekshumowana w 1980, pochowana jest na cmentarni Rakowickim w Krakowie. Pełny skład załogi stanowili: porucznik (F/0) Tadeusz Jencka nawigator), kapitan (F/l) Zygmunt Pluta (I pilot S. sierżant (W/0) Brunon Malejka (II pilot), kapral (F/Sgt) Józef Dudziak (radiotelegrafista), plutonowy (F/Sgt Bernard Wichrowski (bombardier), plutonowy (Sgt) Jan Marecki (mechanik pokładowy), plutonowy (F/Sgt) Jan Borkowski (strzelec).
Analizując przedstawioną wersję, trudno nie zadać pytania, czy byłby możliwy przelot płonącego samolotu z urwanym silnikiem na trasie 35 km, skoro już nad Olszynami Liberator leciał bardzo nisko. Autorzy przytaczanych publikacji byli generalnie zgodni w kwestii daty strącenia. Miało to być 16 lub 17 sierpnia. Witold Grzesiuk podał tę samą datę, zaznaczając, że inne źródła wymieniają wrzesień i że data wrześniowa zamieszczona została na pomniku w Banicy.


Część autorów czas ekshumacji i pochówku na cmentarzu Rakowickim w Krakowie umieściła zaraz po wojnie, pozostali podali 1980. Faktycznie po wojnie, przypuszczalnie 9 października 1948, ekshumowani zostali lotnicy pochowani w Olszynach, natomiast w 1980 dokonano ekshumacji na cmentarzu w Krzywej koło Banicy.
Kwestią, nad którą warto się zatrzymać dłużej jest faktyczny numer Liberatora, na którym strącono załogę porucznika Jencki.
A. Przemyski podał, że w Banicy upadł samolot typu Liberator o oznaczeniu GR-R, EV798. ale nastąpił tu błąd. Dalej w tekście zamieszczona jest prawidłowa rejestracja EV978 "R . K. Bieniecki pisze, że był to Liberator EW275 R". O. Cumft i H. Kujawa wymieniają Liberatora MK VI nr 275.
Jan Koniarek w Polish Air Force 1939-1945 na barwnej tablicy typów samolotów zamieścił Liberatora GR-R EV978 z informacją, że został on strącony nad Polską przez nocnego myśliwca niemieckiego 16 sierpnia 1944.
Analizując bardzo szczegółowe opracowanie K. Bienieckiego, przedstawiające - m. in. na podstawie dokumentów archiwalnych - przypuszczalnie wszystkie kolejne loty polskich załóg, można stwierdzić, że porucznik Tadeusz Jencka i kapitan Zygmunt Pluta ze swoją stałą załogą w okresie od 9 lipca do 5 sierpnia 1944 faktycznie latali na Liberatorze EV978 -R". Od 12 sierpnia 1944 wymieniona załoga rozpoczęła jednak loty na Liberatorze EW275 "R.
Do 8 lipca na Liberatorze EV978 "R" latała załoga kapitana Michała Goszczyńskiego, a był to samolot, którego zdjęcia i rysunki są wyjątkowo często reprodukowane w książkach i czasopismach tematycznych. Jest to również samolot, którego numer był regularnie przekręcany w kolejnych publikacjach, występując w kilku wersjach: 918, 987 i 798. Chodzi tu jednak o samolot Liberator GR-R o faktycznym numerze EV978.
Jego charakterystycznym elementem zdobniczym byl namalowany na kadłubie, zaraz za kabiną nawigatora, ptak niosący w szponach bombę, trzymający przy oku lunetę. Ten znak zwany Neciuchem według Wojciecha Krajewskiego miał być karykaturą Jerzego Neciucha, mechanika pokładowego w załodze kpt. Goszczyńskiego.
Autorem publikowanych zdjęć, jak i wielu innych dotyczących Dywizjonu 301 był kapitan Goszczyński.
Wyjaśnienie do końca kwestii, na którym Liberatorze została strącona załoga porucznika Jencki, ma częściowo znaczenie symboliczne, właśnie dlatego, że Liberator EV978 jest tak często spotykany w ikonografii tematu.
Wersja A. Przemyskiego oraz O. Cumfta i H. Kujawy, że był to jednak Liberator EW275 wydaje się jedyną dostatecznie udokumentowaną.
W meldunku dowódcy Eskadry 1586. majora obserwatora Eugeniusza Arciuszkiewicza, do Dowódcy Sił Powietrznych z 17 sierpnia 1944 znajduje się zapis: Melduję, że w nocy z 16/ 17.08.1944 niżej wymienieni członkowie załogi samolotu (Liberator) R EW275 nie powrócili z lotu operacyjnego specjalnego i uważani są za zaginionych. Następnie wymienieni zostali wszyscy członkowie załogi porucznika Jencki i kapitana Pluty.
Dla przedstawienia intensywności lotów polskich załóg Eskadry 1586, można podać daty ostatnich akcji Liberatora EW275. Były to noce 12/13, 13/14. 15/16 oraz 16/17 sierpnia 1944. Typowy lot trwał około 10 godzin, z ostatniego z wymienionych załoga nie powróciła.
Przypomnimy raz jeszcze podstawowe elementy podanej przez autorów wersji wydarzeń, przyjmując numer samolotu za zweryfikowany.
W nocy z 16 na 17 sierpnia załoga porucznika Jencki, lecąca na Liberatorze EW275. w rejonie pomiędzy Tarnowem a Gorlicami i Bieczem zostaje zapalona przez niemieckiego nocnego myśliwca. W Olszynach na północny zachód od Gorlic pięciu członków załogi opuszcza samolot na spadochronach, ponosząc śmierć z powodu niskiego lotu, dwóch pozostałych, pilot kapitan Zygmunt Pluta i sierżant mechanik Jan Marecki giną 35 km dalej, w Banicy, w miejscu upadku Liberatora.
Odnalezienie w Banicy w 1994 przez Michała Kręcą i Marcina Danielewicza części Hafifaxa w miejscu domniemanego upadku Liberatora porucznika Jencki praktycznie przekreśliło wcześniejsze ustalenia. W Banicy nie spadł Liberator lecz Hafifax. a jego załoga oraz numer są dotychczas nieznane.
0 odkryciu dokonanym przez poszukiwaczy w Banicy poinformowałem w 1995 Tomasza Darmochwała, który w II wydaniu książki Beskid Niski Polski i Słowacki sprostował informację z poprzedniego wydania i podał, że w Banicy spadł faktycznie Haiifax. Całość zdarzenia przedstawił jednak w poprzedniej, omyłkowej wersji.
Części Halifaxa odszukane w Banicy były pierwszym dowodem, podważającym trafność wcześniejszych ustaleń. Kilka moich wyjazdów w miejsca zdarzeń, zebranie relacji mieszkańców wsi Olszyny i Banica, a wreszcie spotkanie z człowiekiem, który 30 lat wcześniej, gdy ślady historii były żywsze, rozpoczął żmudne starania, aby dojść prawdy, dały kolejne dowody.
Wynikało z nich jednoznacznie, że Liberator porucznika Jencki i kapitana Pluty spadł wraz z całą załogą we wsi Olszyny. W Banicy poległa więc zupełnie inna, bezimienna załoga Halifaxa.

Badania w Olszynach

Latem 1995 udałem się do Olszyn w celu poszukiwania na miejscu śladów zdarzeń. Przy szosie, na prywatnej działce odnalazłem pomnik z tablicą następującej treści:
,,Poległym 17.VIII. 1944 r. Lotnikom
301 polskiego dyonu lotniczego z Włoch
niosącym pomoc dla powstańców Warszawy
Pilot Tadeusz Tenika
Plut. Bernard Wachowski
Plut. Brunon Matejko
Plut Jan Florkowski
Szer. Józef Dudziak
w 25 rocznicę śmierci
Społeczeństwo powiatu Gorlickiego.

(część nazwisk na pomniku została przekręcona, co zostanie wyjaśnione dalej).
Uzyskałem obszerną relację braci Eugeniusza i Aleksandra Bąków, którzy wskazali zagłębienie w polu rodziców jako miejsce upadku kadłuba samolotu. Taką samą wersję zdarzeń podał ich sąsiad, Roman Karaś.
Bracia Bąkowie pokazali pieczołowicie przechowywany płat blachy aluminiowej z poszycia samolotu, pokryty na jednej za stron nadrukiem powtarzającego się kodu ..ALCLAD 24-ST AN-A 13.... ALCLAD 24 S-T... Grzecznie odmówili sprzedania czy wypożyczenia blachy - mieli w tej materii złe doświadczenia. W1981 lub1982 udostępnili panu A. K. z Jasła pamiątkowe zdjęcie, przedstawiające rodziców stojących przy szczątkach samolotu. Do dnia dzisiejszego zdjęcie nie zostało zwrócone. Istnieje jednak list z 1984, w którym A. K. tłumaczy się, że zdjęcie wysłał pocztą i widocznie zaginęło w drodze.
Tym sposobem przepadł cenny dokument uzupełniający dowody upadku samolotu w Olszynach.
Zarówno bracia Bąkowie jak i Roman Karaś byli w chwili zdarzenia w wieku chłopięcym. Utrzymują, że część relacjonowanych szczegółów widzieli na własne oczy a o pozostałych dowiedzieli się od starszych. Inni mieszkańcy wsi, osiedleni trochę dalej od wskazanego miejsca upadku samolotu, podawali taki sam przebieg zdarzeń, uzupełniając go dodatkowymi elementami.

 Płonący samolot miał nadlecieć około drugiej po północy. Wybuch nastąpił przed upadkiem, co spowodowało, że skrzydła I kadłub rozrzucone były w promieniu kilkuset metrów (mieszkańcy wskazują dokładne miejsca upadku skrzydeł i kadłuba). Wszędzie leżały porozrywane blachy poszycia.
Według zebranych relacji, plutonowy Bernard Wichrowski upadł bez spadochronu na pole buraków Józefa Mężyka i przez krótki czas jeszcze żył. Drugi z lotników miał upaść na kopę siana i przeżyć katastrofę, a następnie przejść do oddziału partyzanckiego 16 pp AK, działającego w tym rejonie. Informacja o uratowanym lotniku nie znajduje jednak potwierdzenia. Zwłoki pozostałych lotników (według autora sześciu, bez Bernarda Wichrowskie-go), zostały całkowicie porozrywane, a ich szczątki zbierano z trudem. Mieszkańcy wsi wykonali dwie trumny - jedną dla dobrze zachowanych zwłok lotnika, który upadł na pole buraków, drugą - dla zebranych szczątków pozostałych. W relacjach zaistniał też wątek, którego prawdopodobieństwo trudno ocenić, o rzekomym odnalezieniu kobiecej ręki z zegarkiem i pierścionkiem. Jeden z opowiadających, Roman Karaś, opisywał jak pomagał wywozić koniem do bazy pododdziału 16 pp AK pod Żurową ocalałą z upadku broń i amunicję.
Zanim szczątki samolotu wywiezione zostały po wojnie na złom do GS-u rolnicy wykorzystywali blachy aluminiowe w gospodarstwach. Do dzisiaj wykonane z nich sprzęty są do odszukania po domach. Płótno ze spadochronów ocalałych z katastrofy używane było przez mieszkańców wsi Olszyny do szycia koszul i bluzek. Mieszkańcy Olszyn poinformowali na koniec, że w Gorlicach mieszka człowiek, który już dawno temu zajął się sprawą strąconego samolotu. Odszukanie go okazało się wyjątkowo łatwe jest dobrze znany w środowisku.

Ludwik Dusza i jego archiwum

Ludwik Dusza, w czasie wojny Przewodniczący Powiatowego Kierownictwa Ruchu Ludowego na Powiat Gorlicki w Batalionach Chłopskich, ps. Gałązka, w latach 1956-1973 pełnił funkcję zastęp-cy przewodniczącego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Gorlicach. W tym samym czasie był przewodniczącym Powiatowej Komisji Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa.
Z jego inicjatywy i głównie za jego staraniem powstało w rejonie Gorlic około 50 pomników. m. in. dwa upamiętniające lotników polskich poległych w czasie zrzutów dla Powstania Warszawskiego, jeden w Olszynach, drugi w Banicy.
Ludwik Dusza na własną rękę starał się ustalić szczegóły wydarzeń: daty strąceń, nazwiska poległych, typy samolotów. Zachowało się jego bogate archiwum prywatne zawierające pisemne relacje świadków, korespondencję z urzędami państwowymi, korespondencję z Józefem Zubrzyckim ówczesnym przewodniczącym Klubu Seniorów Lotnictwa Aeroklubu Krakowskiego, dokumenty działań wspólnych z Klubem, które doprowadziły do ekshumacji zwłok z domniemanych grobów lotniczych na cmentarzu w Krzywej koło Banicy.
Dla Ludwika Duszy fakt, że w Olszynach spadł cały samolot nie budził od początku wątpliwości. We wsi żyło wielu ludzi będących świadkami zdarżenia, po domach można było znaleźć fragmenty strąconego samolotu, istniała wreszcie pisemna relacja Eugeniusza Antoniego Borowskiego, ps. Leliwa, dowódcy I Batalionu 16 pp AK - jednostki, która wkrótce po strąceniu zajęła się zwłokami lotników i wrakiem samolotu. Oto fragmenty relacji:
W nocy z 17 na 18 sierpnia zostaliśmy zaalarmowani: okazało się. że prawie równolegle do pasma górskiego, na którym siedzieliśmy, z zachodu na wschód leciał samolot na bardzo niskim pułapie, oświetlając sobie teren. Samolot był uszkodzony, a ponadto płonął i wkrótce runął na ziemię w rejonie wsi Olszyny. Tej nocy jeszcze wysłałem patrole oficerskie, które ustaliły miejsce katastrofy, odnalazły zwłoki załogi, a następnie starały się wydostać ze szczątków samolotu broń, amunicję i wszelki sprzęt, nadający się jeszcze do użytku.
Był to samolot polski, lecący ze zrzutem broni, przypuszczalnie dla walczącej Warszawy. Załogę martwą znaleziono w pobliżu miejsca katastrofy, przy czym zauważono, że niektórzy z jej członków jakby starali się przed śmiercią ostatnim odruchem świadomości odczołgać od płonącego samolotu, załoga bowiem była rozrzucona w promieniu kilkunastu metrów. Jeżeli chodzi o broń i amunicję z tego samolotu , to znajdowała się ona w fatalnym stanie: była powyginana i poniszczona tak. że nie nadawała się zupełnie do użytku. Amunicja była zniekształcona i zwichrowana, kontenery były bowiem całkowicie zniekształcone, amunicja częściowo zdetonowana. Nasi rusznikarze zdołali z kilkunastu mniej uszkodzonych Stenów zrobić kilka dobrych, wzięliśmy też parę tysięcy amunicji do Stenów, amunicja ta wprawdzie mniej uszkodzona, dawała jednak częste zacięcia. Nasi rusznikarze wymontowali także z samolotu najcięższy karabin maszynowy, względnie działko szybkostrzelne o kalibrze około 20 mm, nie było jednak do niego amunicji, stąd wniosek, że samolot przed katastrofą stoczył walkę i bronił się. Zdołano zabrać też część nadpalonej bielizny i sortów mundurowych, z których nasze sanitariuszki poszyły nam przeważnie furażerki, ponieważ nie udało się tych resztek wykorzystać inaczej.
Eugeniusz Borowski wspomina również, że słyszał o rzekomym uratowaniu się jednego z lotników i jego przejściu do II plutonu 3 kompanii Regina II 16 pp AK.
Pada tutaj nazwisko Jana Zawady, które nie figuruje w całym indeksie nazwisk lotników zamieszczonym w książce Kajetana Bienieckiego. Dowódca tego plutonu, porucznik Zdzisław Bossowski. ps. Kajetan, nie meldował swoim przełożonym o przyjęciu lotnika do oddziału.
Istniejące dowody nie przekonały jednak Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa.
W liście Klubu do Prezydium Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa w Warszawie z 14 czerwca 1979 znajduje się zapis: ...ludność miejscowa (Olszyny - przyp. aut.) zrzut potraktowała jako upadek samolotu... Partyzanci pochowali tylko pięciu lotników na cmentarzu w miejscowości Olszyny, zabrali całość zrzutu oraz zabezpieczyli teren przeć penetracją okupanta .... uszkodzony samolot z pozostałymi na pokładzie 2 lotnikami spadł 30 km od miejsca śmierci 5 członków załogi w miejscowości Banica...

Natomiast fakt, że samolot Liberator EW275 rozbił się w Olszynach, w świetle przedstawianych informacji, nie powinien chyba budzić wątpliwości. względnie działko szybkostrzelne o kalibrze około 20 mm, nie było jednak do niego amunicji, stąd wniosek, że samolot przed katastrofą stoczył walkę i bronił się. Zdołano zabrać też część nadpalonej bielizny i sortów mundurowych, z których nasze sanitariuszki poszyły nam przeważnie furażerki, ponieważ nie udało się tych resztek wykorzystać inaczej.
Eugeniusz Borowski wspomina również, że słyszał o rzekomym uratowaniu się jednego z lotników i jego przejściu do II plutonu 3 kompanii Regina II 16 pp AK.
Pada tutaj nazwisko Jana Zawady, które nie figuruje w całym indeksie nazwisk lotników zamieszczonym w książce Kajetana Bienieckiego. Dowódca tego plutonu, porucznik Zdzisław Bossowski. ps. Kajetan, nie meldował swoim przełożonym o przyjęciu lotnika do oddziału.
Istniejące dowody nie przekonały jednak Krakowskiego Klubu Seniorów Lotnictwa.
W liście Klubu do Prezydium Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa w Warszawie z 14 czerwca 1979 znajduje się zapis: ...ludność miejscowa (Olszyny - przyp. aut.) zrzut potraktowała jako upadek samolotu... Partyzanci pochowali tylko pięciu lotników na cmentarzu w miejscowości Olszyny, zabrali całość zrzutu oraz zabezpieczyli teren przeć penetracją okupanta .... uszkodzony samolot z pozostałymi na pokładzie 2 lotnikami spadł 30 km od miejsca śmierci 5 członków załogi w miejscowości Banica...
Natomiast fakt, że samolot Liberator EW275 rozbił się w Olszynach, w świetle przedstawianych informacji, nie powinien chyba budzić wątpliwości.

Duża ilość ładunku zrzutowego, odnaleziona w szczątkach samolotu sugeruje, że samolot został strącony przed wykonaniem zadania. Z przypuszczalnej godziny strącenia wynika, że samolot był już w drodze powrotnej, czyli z nieznanych przyczyn zrzut nad celem nie nastąpił.
Przyjrzyjmy się, jakie dokumenty z archiwum Ludwika Duszy wnoszą istotne informacje dla wyjaśnienia okoliczności strącenia w Banicy. Najważniejszy wydaje się odpis relacji uzyskanej jeszcze przed 1967 od Stefana Radzika. Składający relację oświadczył, ze był przy wraku płonącego samolotu i podał następujące ważne szczegóły: Samolot spadł dziobem na dno potoku. Uderzenie było tak silne, że dziób i cala kabina wydarte zostały z dna potoku i rzucone na brzeg. Na skrzydle odczytałem kilka numerów oraz napis "Halifax"(nawet jeśli napis nie znajdował się na skrzydle tylko w innym miejscu, to autor relacji złożonej 30 lat temu raczej pomylił miejsca, niż dopowiedział sobie nazwę - przyp. aut.) ...Zauważyliśmy poszarpane ciała załogi, które były wymieszane z żelastwem... W odległości ok. 200 m na trawie leżały zwłoki lotnika średniego wzrostu. Lotnik miał na rękawie napis ,,Poland”. Pod nim leżały szczątki spadochronu. Dowiedziałem się, że hitlerowcy zarządzili, aby ciała zabitych zostały zakopane na miejscu wypadku. Po wyzwoleniu zgłosiłem o tym władzom i na wiosnę 1945 r. (według Ludwika Duszy 4 marca 1945 - przyp. aut.) dokonana została ekshumacja zwłok. Już jako pracownik Zarządu Gminnego w Gładyszowie brałem w niej udział. Ekshumacji dokonał dr Karol Wałęga, były lekarz powiatowy. Zarząd Gminy dał zrobić dwie trumny. Do jednej złożono zwłoki lotnika, który wyskoczył z samolotu i spadł na łąkę, do drugiej - resztki zwłok około sześciu lotników. Pogrzeb odbył się w Krzywej (k. Banicy -przyp. aut.). Drugim dokumentem istotnym dla wyjaśnienia sprawy strącenia samolotu w Banicy jest relacja Kazimiery Michalewicz, złożona 28 marca 1980 na ręce komisji ekshumacyjnej w Krzywej. Oto jej fragmenty:
W1944 w miesiącu letnim, w okresie Świąt Zielonych według obrządku grecko-katolickiego, widziałam palący się samolot w godzinach nocnych (data ta jest mało możliwa, ponieważ byłoby to przed okresem Powstania - przyp. aut.). Samolot ten spadł w odległości około 1 km od mojego mieszkania. Rano poszłam tam z bratową i zobaczyłam rozbity samolot. Ludzie mówili, ze były trzy motory (stąd w błędnej wersji wydarzeń mógł powstać szczegół, że czterosilnikowy Liberator EW275 stracił nad Olszynami jeden z silników - przyp. aut.). W szczątkach kadłuba widać było pół człowieka części górnej. Drugi lotnik upadł przy moim domu.
Autorka relacji zauważyła ciała dwóch lotników, co nie znaczy, ze w szczątkach spalonego samolotu nie było ich więcej. Brak takiego komentarza mógł spowodować wersję, że w Banicy zginęło tylko dwóch lotników.

Jak było naprawdę?

Podsumowując cały zebrany materiał trudno nie zadać pytania jak doszło do powstania błędnej hipotezy, że pięciu lotników z Liberatora EW275 poniosło śmierć, skacząc ze zbyt małej wysokości na spadochronach we wsi Olszyny, a dwóch pozostałych rozbiło się wraz z samolotem ponad 30 km dalej, koło wsi Banica.
Wersji tej zaprzeczały m. in.: relacje miejscowych świadków, częściowo pisemne, zebrane przez Ludwika Duszę zarówno w Olszynach jak i w Banicy, precyzyjny opis zajęcia się szczątkami samolotu, strąconego faktycznie w Olszynach, opublikowany przez dowódcę batalionu 16 pp AK, liczne szczątki samolotu znajdujące się we wsi Olszyny.
Z całej korespondencji pomiędzy Ludwikiem Duszą a Krakowskim Klubem Seniorów Lotnictwa wynika, że błędną wersję wydarzeń przyjął Klub, a następnie bronił jej konsekwentnie, nie wykorzystując w pełni wiadomości przekazywanych przez Ludwika Duszę.
Ludwik Dusza od 1967 do 1980 r. pisząc do organizacji i instytucji, próbował bezskutecznie ustalić nazwiska drugiej, bezimiennej załogi, według relacji świadków polskiej, poległej w Banicy. Na jego kolejne sugestie, że strącenie w Banicy nie miało nic wspólnego ze strąceniem w Olszynach, ówczesny przewodniczący Klubu Józef Zubrzycki, w liście z 15 czerwca 1979 odpisywał: ...dalsze zbieranie informacji od świadków już nic by nie wniosło, tylko doprowadzenie do ekshumacji. Pana relacje są super i wystarczająco motywowane, a nasze spojrzenie od strony braków dało odmienne stanowisko...
Stawiając powyższe zarzuty, należy docenić pewne działania Klubu Seniorów, a w szczególności starania Józefa Zubrzyckiego, które wsparte materiałem uzyskanym przez Ludwika Duszę doprowadziły w 1980 do ekshumacji w Krzywej.
Należy również stwierdzić, że pewne wymieniane już zbiegi okoliczności oraz niektóre elementy z relacji świadków mogły faktycznie naprowadzić na błędny trop. Była to m. in. informacja, że jeden z lotników, którzy zginęli w Banicy nazywał się Dudziak, a takie było nazwisko jednego z członków załogi Liberatora EW 275 strąconego w Olszynach.
Informacja o oznaczeniu stopnia kapitana na mundurze lotnika poległego w Banicy dało prawdopodobnie skojarzenie, że był to kapitan Pluta, którego nazwiska zabrakło na pomniku w Olszynach. Wreszcie pięć nazwisk wymienionych na pomniku mogło zasugerować, że dwóch poległo gdzie indziej.
Dlaczego na pomniku w Olszynach znalazło się tylko pięć nazwisk? Z dokumentów wynika, ze w miejscu upadku samolotu tyle nazwisk po prostu udało się ustalić. Te same pięć nazwisk zapisanych jest pod datą 17-19 sierpnia 1944 w Księdze Zmarłych kościoła w Olszynach, ponieważ tylko te nazwiska według relacji dowódcy l batalionu 16 pp Eugeniusza Borowskiego można było ustalić na podstawie ocalałych przedmiotów (dokumenty, nieśmiertelniki?).
Ludwik Dusza podaje, że na pomniku odsłoniętym w Olszynach w 1969 polecił umieścić 5 nazwisk, ponieważ tyle otrzymał 15 sierpnia 1965 w pisemnej relacji od Stanisława Rąpały, działacza Stowarzyszenia Ludowego Roch i ówczesnego mieszkańca wsi Olszyny, który wraz z oddziałem AK brał udział w wydobywaniu zwłok ze strąconego samolotu.
W relacji tej nastąpiło przekręcenie części nazwisk poległych i takie ich brzmienie znalazło się na pomniku.
Klub Seniorów Lotnictwa próbował zamknąć sprawę w wersji przyjętej przez siebie. W liście Ministerstwa Gospodarki Terenowej, informującym o zgodzie na ekshumację w Krzywej k. Banicy znajduje się zapis: ...według informacji Klubu Seniorów Lotnictwa na cmentarzu w Krzywej mają być pochowani kapitan Zygmunt Pluta i plutonowy mechanik pokładowy Jan Marecki...
Można więc stwierdzić, że wynik ekshumacji został podany, zanim do niej doszło.
Ekshumacja odbyła się 28 marca 1980 a w ośmioosobowym składzie Komisji, poza proceduralnym udziałem przedstawicieli instytucji państwowych, wzięli udział Józef Zubrzycki z Klubu Seniorów, Marian Nowak z Aeroklubu Krakowskiego oraz Marian Markowski, jako przedstawiciel Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Ludwik Dusza w ekshumacji nie uczestniczył.
Pełny opis odnalezionych szczątków w protokole Komisji brzmi następująco: W grobie - mogile znajdowała się jedna trumna (według relacji naocznych świadków były dwie - przyp. aut). W trumnie resztki kośćca: dwie kości udowe, 1 piszczelowa złamana, kości miednicy zgniecione i drobne kości obojczyka prawego oraz kości potyliczne. W miejscu klatki piersiowej znaleziono dwa guziki białe z masy perłowej od bielizny. Brak części metalowych, mundurowych i obuwia.
Reasumując, nie odnaleziono praktycznie żadnych elementów identyfikacyjnych.
W prośbie Klubu Seniorów Lotnictwa do Ministerstwa Gospodarki Terenowej o zgodę na pochówek ekshumowanych szczątków na Cmentarzu Wojskowym w Krakowie, jako uzasadnienie faktycznego rozpoznania zwłok kapitana Pluty znajduje się zapis: ...liczne złamania, brak czaszki, w tym szczęk za wyjątkiem kości ciemieniowej, co dobitnie świadczy o ciężkim wypadku lotniczym...
Szczątki ekshumowane na cmentarzu w Krzywej k. Banicy zostały pochowane na Cmentarzu Wojskowym w Krakowie (grób wspólny nr 9-10, działka 1. rząd A) jako szczątki kapitana Zygmunta Pluty oraz plutonowego Jana Mareckiego. W dobrej wierze popełniono ewidentną dzisiaj omyłkę. Obaj piloci musieli zginąć z resztą załogi Liberatora EW275 w Olszynach.
Jeżeli szczątki ekshumowane koło Banicy są faktycznie szczątkami lotników, są to członkowie bezimiennej do dzisiaj załogi Halifaxa o nieznanym numerze.
 Można przyjąć wstępną hipotezę, że w rachubę wchodzą Halifaxy, których całe załogi poległy w wyniku strącenia.
Prowadząc pod tym kątem analizę danych o strąceniach, głównie na podstawie opracowań Kajetana Bienieckiego oraz Andrzeja Przemyskiego, teoretycznie wchodzi w rachubę pięć samolotów. Są to cztery samoloty strącone nad Węgrami:
JN895 FS-"B" (samolot wypożyczony ze 148 Sqn RAF) kaprala nawigatora Włodzimierza Augustyna, strącony 26/27 sierpnia 1944 (sobota/niedziela)strącony w miejscowości Lajosmizse o godz.21.30
JD362 GR‘’E" podporucznika nawigatora Stefana Kleniewskiego, strącony 26/27 sierpnia 1944 (sobota/niedziela)rozbił się w miejscowości Baksbokod
JP180 "A" podporucznika nawigatora Michała Baworowskiego, strącony 1/2 września 1944 (piątek/sobota)rozbił się w miejscowości Jaszfenyszar na wschód od Budapesztu
JP288 "G" podporucznika nawigatora Tadeusza Lacha, strącony 10/11 września 1944 (niedziela/poniedziałek)rozbił się w Gerecse, na pł-zach. od Budapesztu
HP Halifax JP295 "P" kapitana nawigatora Franciszka Omylaka, zaginiony 27/28 sierpnia 1944 (niedziela/poniedziałek), przypuszczalnie nad Adriatykiem.
Z pięciu wymienionych samolotów, badacze zakładają, ze miejsca upadków czterech z nich są znane. Mógłby to być więc Halifax JP 295 ,,P”, który przypuszczalnie miał spaść do Adriatyku.
Pamiętając jednak o przypadku omyłki z ulicy Miodowej w Warszawie, nie można wykluczyć, że jedno z czterech miejsc strąceń mogło zostać ustalone błędnie. Świadkowie podają, że strącenie nastąpiło z soboty na niedzielę w sierpniu lub we wrześniu, raczej wrześniu. Wrześniowa data znajduje się również na pomniku w Banicy.
Dwa z pięciu rozpatrywanych strąceń przypadają na noc z soboty na niedzielę, pozostałe przesunięte są o jeden dzień tygodnia. Teoretycznie może chodzić o każdy z tych samolotów, chyba że część z nich da się wyeliminować na podstawie istniejących danych o ekshumacjach. Jeżeli prawdą są relacje oraz informacja na pomniku, że strącenie miało miejsce we wrześniu, powinien to być Halifax JP 180 "A" lub Halifax JP 288 ,,G”

W lecie 1996 Andrzej i Piotr Olejko znaleźli w Banicy kolejne części samolotu, które Krzysztof Wielgus, specjalista z Krakowa, określił jako szczątki Halifaxa.
Poszli oni śladem tego ustalenia i w wyniku swojej pracy przyjęli wersję zdarzeń zbliżoną do tej, którą na podstawie materiałów zebranych w latach 1994-1996 przedstawia autor niniejszego opracowania. A. i P. Olejko nie zaznaczyli jednak, że penetrowali wykopalisko założone przez innych poszukiwaczy. Byli to Michał Kręć i Marcin Danielewicz, których odkrycie miało miejsce prawie dwa lata wcześniej, a odszukane wówczas części nie wymagały trudniejszej analizy. Były to ewidentnie części Halifaxa.
Mam nadzieję, że wspólnymi siłami zainteresowanych badaczy, na podstawie istniejących archiwaliów, odkopanych części Halifaxa oraz dalszych poszukiwań w miejscu jego upadku uda się umieścić na pomniku w Banicy nazwiska bezimiennie poległych lotników.

Tekst i zdjęcia: TOMASZ SIKORSKI